© 2012 . All rights reserved.

Whale shark / Trailer

Scroll down for English

Mam z rekinem wielorybim metafizyczną relację. Nie jest to relacja długa ani też obfita w spotkania. O istnieniu rekinów wielorybich, przyznam, nawet nie wiedziałam dwa lata temu. Ale kiedy już się pojawił w moim życiu, pojawił się magicznie. Jak w filmach, gdy w przełomowych momentach bohater widzi w oddali tą samą postać albo inszy znak. Pierwszy, którego odnalazłam na Filipinach uleczył jednym spotkaniem moje złamane serce i rozjaśnił zmącony umysł. Już choćby za to należy mu się osobna opowieść. Drugi pojawił się niespodziewanie w okolicznościach mniej dramatycznych, ale dla mnie bardzo ważnych, może nawet przełomowych. W rozmowie. Nie była to zwykła rozmowa, była to rozmowa na którą niecierpliwie czekałam od kilku miesięcy. Rozmowa z kimś kto nie jest w podróży z której się wraca, a dla kogo podróż stała się życiem, kogoś kto jest po drugiej stronie lustra. Siedzieliśmy na tarasie mojego podnajętego królestwa w Lamalerze i rozmawialiśmy. On, spokojny, pełen akceptacji, z dwudziestoletnim stażem w tułaniu się po świecie. Ja, wzruszona, chłonąca myśli które mną szarpały wypowiedziane przez druga osobę, mówiąca do kogoś kto był tam gdzie ja jestem. On nie miał wszystkich odpowiedzi, ale miał wszystkie te same pytania. Czasem to więcej niż trzeba. I w tym jakże przełomowym dla mnie momencie, pojawił się, niczym dobrotliwe mrugnięcie okiem, rekin wielorybi. Nie wskoczył na taras bron boże, aż tyle magi to my tutaj nie mamy. Pojawił się w po chwili refleksyjnego milczenia, w podjętej na nowo rozmowie.

Rekin wielorybi… miał być suspens, ale nie dam rady wytrzymać napięcia, jest absolutnie przepiękny. Matowa, aksamitnie szara skóra pokryta białymi plamkami daje złudzenie patrzenia na pluszaka. Bardzo dużego pluszaka… ten, którego spotkałam na Filipinach miał około 14 metrów długości i spokojnie 4 szerokości. Kształtem bardziej przypomina wieloryba niż rekina, szczególnie w swoich wszechobecnych krągłościach. Nie ma w jego sylwetce ani jednego ostrego kąta, każdy element jest majstersztykiem łagodnej kreski. Ma on też i charakter mało rekini. Powolny, leniwy, ociężały, pogrążony w swoim świecie ciągnie za sobą długi ogon z wysiłkiem nie pozbawionym gracji. Nie ma w nim krzty nerwowości (rekiny z reguły są szalenie nerwowe, co jak wiadomo nikomu dobrze nie robi), otwiera spokojnie trzymetrową paszczę i zasysa co mu pod paszczę podjedzie, nic sobie z nikogo nie robiąc. Tego jak kosmiczno-magiczne jest to zwierzę nie da się opisać.

Jest gdzieś na południu Papui wioska rybacka, gdzie ludzie żyją w symbiozie z rekinami wielorybimi. Rybacy łowią w sieci małe ryby, a rekiny przytykają swoją 3 metrową paszczę do sieci i zasysają te rybki, które przez oczka w sieci przejdą. Między posiłkami kręcą się po okolicy niczym kot po podwórku. Rekiny, nie oczka. Zawsze wracają, reagują na dźwięk bicia rękoma powierzchni wody, którym to sposobem rybacy je przywołują. Korzyści tej symbiozy po stronie rybaków są niejasne. Nieznana jest również nazwa wioski ani też przybliżona lokalizacja. Nie wiadomo ile z tego jest legendą a ile prawdą. Tyle wiedział on, tyle dowiedziałam się od niego ja. Dla obojga to było więcej niż trzeba, żeby ruszyć w kierunku Papui.

 P.S. Pocę się ja nad opisem rekina (a także ze względu na nieludzki upał, gwoli ścisłości), a tu proszę uprzejmie, w telewizji leci program o kręceniu filmu „Życie Pi”. W trejlerze filmu jest moment kiedy wokół łodzi płynie wielki rekin – to jest właśnie rekin wielorybi! I po co ja się tak pociłam, wystarczyło poczekać, aż los sam mi sprawę załatwi.

Mężczyzno o polskich oczach, po pradziadku odziedziczonych.
Dziękuję Ci za tą rozmowę. Mam nadzieję, że dotarłeś szczęśliwie do rekinów wielorybich, a magia Cię nie opuszcza.
in English

I have a metaphysical relationship with a whale shark. It’s neither long nor intense. Frankly, I wasn’t even aware of its existence till two years ago. But when it entered my life, it did in the cloud of magic. Like in the movies when in the break-through moments a main hero keeps seeing the same person far in the street.

The first whale shark I found in the Philippines healed my broken heart and cleared my disturbed mind. Just for that, it deserves a story on its own. The second one appeared in less dramatic circumstances, yet perhaps more important for me. In the conversation. It wasn’t an every-day conversation. It was a conversation I was impatiently waiting for for a good few months, a conversation with someone whose travels have no expiry date, the  ones you don’t  come back from. The conversation with someone for whom traveling has become his life, who’s on the other side of the mirror. We were sitting on the balcony of my rented kingdom in Lamalera and we were talking. He, calm, filled with acceptance, with over twenty years of nomadic life. Me, touched, hanging on thoughts that were tearing me for so long put into words by the other person. He did not have all the answers, but he did have all the same questions. Sometimes it’s more than enough.

And in that breakthrough moment of mine, out of the blue the whale shark appeared again. It did not jump on the balcony, we do not have that level of magic over here. It appeared after a moment of pleasant silence, in the picked up again conversation.

Whale shark… I was planning to build up suspense, but won’t be able to hold it, is absolutely beautiful. Matte, velvet grey skin covered with white spots gives an illusion of looking at the soft toy. Quite a big soft toy… the one I met  in the Philippines was about 14 meters long and easily 4 meters wide. It looks more like a whale than a shark in it’s omnipresent roundnesses. There is not a one sharp angle in its silhouette, every part of its body is a masterpiece of soft sketch. Even its character is not very shark-like. Slow, lazy, languid, almost lethargic, dipped in its world, carrying its long tail with an effort yet not without grace. There is not an inch of nervousness in it (sharks usually show loads of nervousness, that as we know do not serve well to anybody). It opens lazily its three meter long maw and sucks in whatever comes by. There are no words to describe how cosmic-magic  this creature is.

Somewhere in the South of Papua, there is a fisherman village, where people live in symbiosis with whale sharks. Fisherman catch tiny fish in massive nets and whale sharks suck into it and feed on the tiny fish that can go through the eyes of the net. Between the meals they hang around like dogs in the front yard. They always come back, called by the bitting of villager’s hands on the surface of water. The profits of that symbiosis on the fisherman’ side remain unclear. Unknown is the name of the village or its precise location. Unknown is how much of that story is true and how much of it is a legend. That’s all he knew and that’s all I learnt from him. For both of us it was more than enough to head towards Papua.

P.S. I’m sweating over whale shark description (and partly due to unearthly heat, to be fair) and in the meantime on the small TV screen in the corner of the joint I’m sitting in, a trailer of „Life of Pi” is shown. And here it is, whale shark itself swimming next to the boat. And what for was all the effort if all it takes is to wait for fate to sort things out?

 

Dear Man with Polish eyes, inherited from your grand grandfather.
Thank you for that conversation. I hope you reached whale sharks safely and magic stays in your life.

4 Comments

  1. Kasiu,
    w nowym roku życzę Ci więcej tego, czego większa ilość nie zaszkodzi, a ubarwi, ulepszy, umagiczni, uzmysłowi, uszczęśliwi…!

    Czy u Ciebie panuje już nowa data?
    U nas jest teraz 17:00, ostatnia w roku. Przez okno z 11. piętra, widzę bezsensownie pukające, pojedyńcze petardy, jakby wyciekały przez szczeliny zepsutego miasta.

    Dobrze, że są takie miejsca jak Twoja strona, w których można się schować i przeżyć coś interesującego. Gdzie nikt nie rzuci zninacka sztucznym ogniem oraz nie będzie mnie próbował całować wysmarowaną musującym winem twarzą, bue.
    Chyba nie rzuci i chyba nie pocałuje, w sumie kto tam wie? 😉

    Wszystkiego najlepszego!

    • Nie rzuci, acz chętnie ucałuje. O winie musującym nie może być mowy, towar deficytowy w tej części świata więc nawet jakbym się dorwała do kilku kropli nie uroniłabym niczego na poczet morusania twarzy!
      U mnie pewnie była już nowa data, kiedy u Ciebie jeszcze rzucano petradami na konto przewinień odchodzącego roku.
      Maja! Szczęścia Ci życzę i dużo nadziei. Reszta się sama dopasuje. Mam nadzieję jednak, że „Z niemieckiego punktu widzenia” się nie dopasuje, a będzie nas kolejny rok cieszyć ostrym okiem krytyka. Za radości i salwy śmiechu tak hojnie przez Ciebie dostarczane bardzo dziękuje i proszę o jeszcze! Wszystkiego Najlepszego!

  2. Czytam i zazdroszczę. Nie tylko tak genialnych podróży, ale też genialnego stylu pisania.

  3. Iza M

    Po przeczytaniu, po raz kolejny, puszczam Ci oczko, nie rekina… Choc go w lekturze uwidzialam, ba..prawie poglaskalam… naprawde jest pluszowy…

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.
Required fields are marked:*

*